JavaDevMatt.pl – Mateusz Kupilas

Programista, przedsiębiorca, gamedev, bloger.

Rzucić etat programisty i przejść na swoje: dlaczego to takie trudne?

W rozmowach z kolegami często przewijał nam się temat rzucenia etatu i wykorzystania swoich umiejętności w jakimś własnym biznesie. W końcu biorę się za omówienie tego tematu z mojej perspektywy. Nie chciałbym, by ktoś mylnie interpretował wpis: moim zdaniem etat jest zdecydowanie lepszym wyborem dla większości osób i nie ma w tym nic złego. Sam bardzo dobrze wspominam czas pracy na etacie (i istnieje spore prawdopodobieństwo, że do tego kiedyś wrócę. Więcej o tym później) – wpis jest kierowany do osób, które zastanawiają się, czy wybrać trochę inną ścieżkę.

Na początku chciałbym zaznaczyć, że chodzi mi tu o „bycie na swoim” w sensie tworzenia własnego produktu, świadczenia usług, tworzenia i monetyzowania jakiejś marki, a nie założenie działalności gospodarczej, w ramach której dalej pracujemy „na etacie” tyle, że wystawiamy pracodawcy fakturę – to optymalizacja podatkowa, a nie o tym ten post.

Kontekst wyjaśniony – zaczynamy zatem z wpisem! 😀

Zacznij coś budować robiąc to obok etatu

Głupotą jest rzucenie tego co się ma i próba zbudowania czegoś „od zera”, gdy nie próbowało się tego wcześniej po godzinach. Praktycznie wszystkie historie, w których komuś coś wypaliło, zaczynały się od tego, że dana osoba robiła coś najpierw jako projekt poboczny, pracując jeszcze na etacie – znam też przypadki, gdy ktoś decydował się na pracę na część etatu, by lepiej zweryfikować swój pomysł – gdy całość wykazuje potencjał, to można rozważyć robienie tego w pełnym wymiarze godzin.

Swoją drogą takie robienie czegoś „po godzinach” najlepiej robić „przed godzinami” – rano przed pracą na etacie. Pewnie nieraz doświadczałeś tego, że wieczorem „po godzinach” trudno wykrzesać z siebie siły na robienie czegoś dodatkowego. Zdecydowanie łatwiej wychodzi to rano (przynajmniej mi). Umysł mamy wtedy świeży i pierwsze godziny naszej pracy są zazwyczaj bardziej efektywne.

Jeśli chodzi Ci po głowie pomysł na projekt, który potencjalnie mógłby w przyszłości zostać rozwinięty w sensowny biznes, to powinieneś próbować realizować go już teraz. Nawet jeśli będą o tylko 2-3 godziny w tygodniu. Jeśli nie masz sił, by robić trochę rzeczy po godzinach jeszcze na etacie, to wątpliwe jest, czy będziesz miał wystarczająco samozaparcia, by rozwijać własną firmę: wtedy pracuje się zdecydowanie więcej niż w tradycyjnej pracy(przynajmniej na początku). Może wtedy okaże się, że to jednak nie dla Ciebie – zawsze warto się dowiedzieć tego, czego nie chcemy robić – na pewno nie jest to czas stracony.

Poduszka finansowa na pierwsze miesiące i niestabilne okresy w działalności

Zbudowanie stabilnego źródła dochodów wymaga czasu. Nawet gdy mamy jakąś bazę klientów, czy pierwsze dochody z budowanego projektu, to prawdopodobnie nie są to stabilne dochody. Stąd potrzeba zbudowania sobie poduszki finansowej. W podobnych poradnikach wspomina się o poduszce, która pozwoli nam przetrwać bez dochodów od 6 miesięcy do roku.

Samo budowanie takiej poduszki to już osobny temat… najważniejsza jest moim zdaniem kwestia wyrobienia sobie nawyku nie życia ponad swój stan – unikanie kredytów konsumenckich i nie wydawania więcej niż 80-90% tego co się zarabia (przez wiele miesięcy nie wydawałem nawet połowy swojej pensji). Wtedy poduszka „sama” się stworzy.

Słyszymy głośno o tych, którym się udało

Najwięcej mówi się o tych, którym się udało, a porażki najczęściej są przemilczane. Najgorsze co możesz zrobić, to pomyśleć, że „jakoś to będzie” i rzucić się na pomysł bez sensownego planu, który możesz jakoś weryfikować (np. po 3 miesiącach wypracujesz taki i taki zasięg, albo sprzedaż tyle i tyle sztuk produktu).

Rzeczywistość jest taka, że większość realizowanych projektów nie wychodzi. Odsyłam do mojego wpisu, w którym wspomniałem o 29 projektach, które mi nie wyszły:

O projektach, które mi nie wyszły – naliczyłem 29

W biznesie należy zdobyć doświadczenie jak w każdej innej dziedzinie. Za takie doświadczenie płacimy najczęściej straconym czasem i zainwestowanymi pieniędzmi – wiedza kosztuje.

Odpowiedni powód decyzji pracy „na swoim”

Złym motywem podjęcia takiej decyzji będzie „za dużo obowiązków” w aktualnej pracy. Przy własnej działalności tej pracy będzie więcej, a wyniki finansowe są często niepewne. Trudniej oddzielić czas wolny od pracy… w większości przypadków początkowo będziesz pracował więcej, miał więcej stresu, a zarabiać będziesz mniej (o ile nie będziesz musiał czasami dołożyć). Same pieniądze to długofalowo słaby motywator.

Dla mnie to: zrobienie czegoś od początku do końca i sprawdzenie jak sprawdza się to na rynku. UWIELBIAM to robić. 😀 Nawet gdy w niektórych projektach wychodziło, że przy moim nakładzie pracy miałem stawkę godziną zbliżoną do minimalnej krajowej – bo projekt mało zarobił (zdarzało się, że dopłacałem). Czasami się zastanawiam, czy to nie jakaś forma masochizmu, do której dorabiam ideologię. 😉 Oprócz tego czerpię sporo przyjemności z tworzenia treści w sieci: stąd decyzja o intensywnej rozwoju bloga i kanału YT.

Podczas robienia reserachu do tego wpisu natknąłem się na 2 świetne komentarze, które idealnie tu pasują:

„Dopiero co bardziej dociekliwi doczytają w biografiach szefa Microsoftu czy Apple, że panowie pracowali przez kilka lat w garażu po 7 dni w tygodniu jedząc zimną pizzę. Nie piszę tego aby kogokolwiek zniechęcać, ale raczej aby uświadomić, że własny etat to nie tylko blaski ale i także cienie. Bo przecież po roku czasu może się okazać, że będziemy musieli wrócić do pracy w korporacji ale na nieco niższe stanowisko z niższymi zarobkami.”

„Pełna zgoda. Spektakularne sukcesy zawsze poprzedzone są latami cichej, ciężkiej i niewidocznej dla innych pracy. A potem nagle „ta-daam!” i wszyscy myślą, że to było szczęście.”

Warto jeszcze dodać, że najlepszy czas na takie „odważne i głupie decyzje” jest wtedy gdy jesteś młody i masz stosunkowo mało obowiązków na głowie: czyli masz więcej czasu (brak dzieci) i mało do stracenia. Zawsze możesz wrócić do korporacji – do emerytury długa droga.

Co robiły inne działy w firmie? Dodatkowa praca i trudne decyzje

Wiedza na temat samego produktu i tego co stanowi wartość biznesową programów, które piszą, jest coraz częściej spotykana u programistów. Jednak istnieje pewien stereotyp programisty, który jest przekonany, że tylko on „pracuje”, a cała reszta to taka otoczka… ale możliwe, że po prostu naczytałem się za dużo komentarzy na Wykop.pl. 😉 Ważne by być świadomym tego, że „na swoim” musimy teraz „nosić wiele kapeluszy” i lepiej zainteresować się tym, co robił inne działy firmie.

Ostatecznie to co stworzymy „samo się nie sprzeda” – widziałem w startupach proporcje pracowników – ludzi od sprzedaży i marketingu zawsze było praktycznie tyle samo co programistów (w niektórych etapach zaczynało ich być więcej). Kiedyś uważałem, że jest to zwyczajnie głupie, ale to jednak ci „głupi” postawili firmę na nogi. Czasami trzeba podejmować bolesne decyzje: jak najbardziej rozumiem frustracje działu IT, gdy wymusza się taki termin dostawy produktu, który powoduje, że kod staje się gorszy – była taka sytuacja, gdzie musieliśmy podjąć decyzję obniżenia procentu pokrycia kodu testami (by wyrobić się z implementacją funkcjonalności): dodano też do zespołu osoby, które zwyczajnie testów nie pisały wcale. Ostatecznie produkt został dostarczony na czas… później było dużo sprzątania „po masakrze” (ogromna ilość bugów, która spowolniła dalszy rozwój – kod wymagał masy refaktoru), ale prawda była taka, że cała dotychczasowa praca firmy stała by się warta ZERO gdybyśmy w danym terminie nie mogli pokazać inwestorom „działającej ale brzydko napisanej aplikacji”™ i tym samym zapewnić firmie środki na kolejny rok. Będąc na swoim będziesz musiał podejmować podobne decyzje.

Przykład jest może trochę ekstremalny, ale przy własnym produkcie „na swoim” trzeba się nauczyć kiedy jest „wystarczająco dobrze”, kiedy musimy poświęcić swój czas, by zwyczajnie sprzedać produkt/wypuścić go na rynek. Trudno przetrwać na swoim będąc perfekcjonistą.

O perfekcjonizmie też kiedyś już coś skrobnąłem. 😀

Dlaczego nie warto być perfekcjonistą (w kontekście startupu, indie developera, czy początkującego programisty)

Ostateczni chodzi tu o wniosek, że praca pozostałych działów (gdy wcześniej pracowaliśmy jako programista) jest dużo trudniejsza i czasochłonna niż mogło się nam początkowo wydawać. Gdy robimy coś swojego i nie mamy jeszcze środków, by zatrudniać pracowników, to musimy się nauczyć balansować obowiązki różnych działów, by ostateczna do firmy wpłynęła gotówka – to nie właśnie to trudne w tej całej zabawie. 😀

W takim wirze zadań łatwo o bycie ciągle „zajętym” – pojawia się blokada w głowie, przez którą trudniej o sensowne decyzje. By temu zaradzić warto się zainteresować wykorzystaniem kolorowych karteczek, które pomagają z tym problemem:

„Sticky Notes” – więcej o karteczkach, które usprawniają pracę

Realistyczny plan w przypadku słabych wyników

Plan, który realizujemy podczas budowania czegoś swojego, powinien być mierzalny. Czy to przez zasięg, który chcemy wygenerować, ilość sprzedanych produktów, albo dochód, który generuje nam firma.

Gdy coś nie idzie zgodnie z planem: analizujemy co się nie sprawdza i coś zmieniamy. Osobiście stawiam sobie mierzalne cele, które mierzę co pół roku. Oprócz mierzalnego celu na pół roku planuję mniej więcej 2 lata w przyszłość.

Np. mój aktualny plan zakłada, że do końca roku 2018 chce mieć 2 gotowe produkty i jeden produkt w bardzo zaawansowanym stadium rozwoju (w najlepszym przypadku skończony i wydany :D). Do zwiększania zasięgu aktualnie nie dążę – uważam, że niszę w IT w Polsce mam już wystarczający zasięg, by skutecznie samodzielnie wypromować jakiś produkt. Na podstawie wyników planowanych 3 produktów będę mógł zdecydować co dalej.

Bardzo prawdopodobne jest, że pod koniec roku 2018 wrócę na etat. Nie jest to czarny scenariusz, ale bardzo prawdopodobna rzeczywistość. Trzeba być realistą. Jednak prawdopodobnie nie będzie musiał to być pełny etat, bo moje projekty i zasięgi powinny generować pewien dochód. Czyli bardzo czarny scenariusz to powrót na pełny etat, realistyczny to praca na część etatu, a optymistyczny to dalszy rozwój mojej firmy.

Robiąc swój plan pamiętaj, by zaplanować sobie pesymistyczny, realistyczny i optymistyczny scenariusz. Rzeczywistości nie oszukasz, ale możesz się na nią odpowiednio przygotować.

Gdy budujesz biznes w internecie zawistne zaczepki to norma – szczególnie gdy coś Ci wyjdzie – trzeba przywyknąć

Prawie codziennie dostaję pozytywne wiadomości związane z moją działalnością w sieci, ale przynajmniej raz na miesiąc jakiś frustrat wylewa na mnie swoje pomyje – jest to normalne. Jedyna opcja, to do tego przywyknąć i nauczyć się ignorować takie osoby (a najlepiej umiejętnie blokować, by ograniczyć zmarnowany na nią czas). Nie warto prowadzić dialogu z taką osobą – w 9 przypadkach na 10 tracisz czas, który mógłbyś lepiej wykorzystać – taka dyskusja tylko nakręca delikwenta. Należy zaakceptować, że istnieje w internecie masę ludzi, którzy chcą dać upust swojej frustracji. Nim większy masz zasięg, tym więcej takich osób na Ciebie trafi. Szczególnie gdy zaczynasz zarabiać na swojej działalności w sieci.

Zazwyczaj nie jest to żaden hardkor, czasami jest to nawet zabawne, ale żarty się kończą gdy ktoś życzy Ci śmierci w komentarzach (aktualnie miałem 3 takie przypadki – podejrzewam, że to wszystko sprawka tego samego trola). Dodatkowo gdy wspomnicie w jakimś materiale o zaletach emigracji, to warto być przygotowanym do bycia wyzywanym od zdrajców narodu. W komentarzach snuto już teorie, że moją działalność opłaca niemiecki rząd. 😀

Wtedy przypominam sobie jeden z moich ulubionych cytatów, który przypisuje się Lemowi (podobno nie ma pewności, czy to na pewno jego wypowiedź):

„Dopóki nie skorzystałem z Internetu, nie wiedziałem, że na świecie jest tylu idiotów”

Jedyny sposób to zaakceptować taki stan rzeczy i nie nie tracić czasu taki typ użytkowników.

Przykłady tego co można robić „na swoim”, gdy ma się trochę wiedzy z IT oraz to co robię/robiłem

Mając trochę wiedzy z działu IT (w sumie można sporo z tego robić znając totalne podstawy) masz spore pole do popisu. Możesz np.:

  • tworzyć własne serwisy internetowe, na których zdobędziesz ruch i zarobisz na reklamach, materiałach sponsorowanych, czy na sprzedawaniu kont premium,
  • sprzedawać swój czas jako freelancer,
  • tworzyć i sprzedawać własne oprogramowanie (no shit sherlock :D),
  • oprogramowanie jako usługa – SaaS,
  • stworzyć sklep internetowy (który możesz np. promować przez tematyczny blog/kanał YT),
  • tworzyć gry indie,
  • prowadzić bloga,
  • prowadzić kanał YouTube,
  • oferować szkolenia,
  • zajmować się szeroko pojętą edukacją, gdy potrafisz (i lubisz) tłumaczyć/omawiać różne zagadnienia,
  • organizować eventy,
  • zarabiać na prelekcjach,
  • nagrywać i sprzedawać kursy (dobrym przykładem jest John z Cave Of Programming),
  • napisać i samodzielnie wydać (gdy masz zbudowany zasięg) własną książkę,
  • tworzyć i monetyzować własne aplikacje mobilne, czy webowe…
  • …rozwinąć dowolny inny produkt, który jest potrzebny na rynku. 🙂 To tylko parę pomysłów, które wpadły mi do głowy.

Co z tego sam realizowałem?

W latach 2008-2011 utrzymywałem się z własnych serwisów internetowych (głównie sprzedawanie na nich powierzchni reklamowej – najwięcej ruchu miałem na stronach edukacyjnych kierowanych dla uczniów szkoły średniej) i trochę działałem jako freelancer tworząc proste strony www.

W latach 2011-2016 zdecydowałem się na etat jako programista, by się trochę podszkolić i zobaczyć jak wygląda etatowa praca jako developer.

Na w drugiej połowie 2015 (pracując jeszcze na etacie) próbowałem rozkręcić mały startup tworzący edukacyjne gry muzyczne. Pierwszym moim produktem była gra Note Fighter, którą zdecydowałem się sprzedać w drugiej połowie 2016. Tu retrospektywa po sprzedaży gry:

Retrospektywa po sprzedaży gry mobilnej – co bym dzisiaj zrobił inaczej?

By wspomóc promocję gier edukacyjnych dla muzyków zacząłem prowadzić nowego bloga (tutaj wpis z pierwszym jego viralem). Zacząłem rozwijać drugą grę edukacyjną (clicker mobilny z elemntami ćwiczenia słuchu muzycznego) – miałem nawet pierwszy prototyp… ale nieoczekiwanie dużym sukcesem okazał się start mojego e-booka na PolakPotrafi. Tutaj podsumowanie z udanej akcji crowdfundingowej – opisałem tam co przyczyniło się do dobrego wyniku.

Po sukcesie z e-bookiem zdecydowałem się zawiesić plan rozwijania bloga dla muzyków hobbistów i rozwijania edukacyjnych softów dla muzyków, by spróbować przez następne 2 lata pracować przy potencjale, który drzemie w blogu i kanale YouTube JavaDevMatt – zobaczymy, czy wrócę do pierwotnego planu. Aktualnie dzięki wydaniu książki papierowej , współpracy z paroma firmami i generowaniu odpowiedniego zasięgu przez tworzone przeze mnie treści (w formie bloga i kanału YT) udaje się wychodzić z tym biznesem na plus. 🙂 Należy zaznaczyć, że nie jestem tylko autorem książki, ale również jej wydawcą i dystrybutorem. Po głowie chodzi również pomysł przetłumaczenie na język polski pewnej książki blogera, z którym utrzymuję kontakt i wydanie jej w Polsce… dam znać, czy to wypali. Jeśli wypali, to moja aktualna firma będzie miała na koncie wydanie 2 publikacji – prawie drugi Helion. 😉 Jednak pewniejszą ścieżką jest kolejny autorski produkt, o którym już niedługo poinformuję. Napisanie drugiej książki też jest w planach, ale to nie wcześniej niż w 2018 – ten rok i tak jest już przepełniony planami.

Ty tyle. 🙂 Własny biznes to temat rzeczka. Na pewno jest masę osób z większym doświadczeniem, ale chciałem się podzielić moimi dotychczasowymi doświadczeniami i wnioskami.

Have fun,

Mateusz.


15 thoughts on “Rzucić etat programisty i przejść na swoje: dlaczego to takie trudne?

  • Loger pisze:

    Gratuluję odwagi!

  • Janek pisze:

    Mati, wsparłem Cię przy fundowaniu książki. Ty mi się odpłaciłeś z nawiązką 🙂 Dziękuję.

  • Papa pisze:

    6 miesiecy to nie jest duzo na stworzenie naprawde konkurencyjnego systemu. No chyva ze mamy zespol kilkudzisieciu programistow. W pojedynke to od stworzenia produktu funkcjonalnego do wypromowania go na rynku trzeba naprawde duzo czasu.

    • JavaDevMatt pisze:

      Zgadzam się: nie mówię, że po 6 miesiącach ma to być wydane. Masz za to mieć jak mierzyć postęp swojej pracy: np. przez zaimplementowanie odpowiednich ficzerów.

  • Bart pisze:

    Mówisz, że
    „Praktycznie wszystkie historie, w których komuś coś wypaliło, zaczynały się od tego, że dana osoba robiła coś najpierw jako projekt poboczny(…)”,

    ale nie zapominajmy też o masie tych ludzi, którzy dostali impuls np. poprzez nagle zwolnienie albo odejście z pracy – takich historii też jest od groma. 🙂

    • JavaDevMatt pisze:

      Zgadza się. Trzeba być realistą i pamiętać, że rzeczywistość jest brutalna.
      Nawet w przypadku osób, którym wypaliło część wraca na etat (miało tak dwóch moich kolegów), bo przytłacza ich to jak dużo muszą później pracować. Bycie „na swoim” to jednak ciężki chleb.

  • janek23 pisze:

    to jest blog na wordpressie ?

  • Beata pisze:

    Cześć,

    mam pytanie dotyczące własnej aplikacji mobilnej. Mógłbyś napisać/opowiedzieć jak podejść do tematu umowy licencyjnej (to chyba tak się nazywa)? Chodzi mi o to, jak nie ponosić konsekwencji jeśli akurat podczas działania Twojej aplikacji czyjś telefon się uszkodzi.

    Nie znalazłam u Ciebie nic na ten temat (jeśli gdzieś to poruszałeś to proszę o link), a na pewno masz jakąś wiedzę w tym temacie.

    Pozdrawiam
    Beata

  • Roman syn Ryżu pisze:

    Stary to tylko samozatrudnienie, a nie podróż na Marsa. Takie rzeczy robi się gdy poprzednia rola pracownika już nie wystarcza. Najczęściej gdy zarobki są zbyt duże, albo gdy ma się kilku _stałych_ klientów. Jak ktoś robi to z mody, albo chciejstwa to nazywa się to „przedsiębiorca kamikaze”. Rozsądnie robią to ludzie, którym pozwalają na to zarobki lub aktywa. Nie robi się tego za oszczędności, bo to nie inwestycja, to koszty.
    No i trzeba myśleć o najbliższej przyszłości. Przedsiębiorca to nie dobry specjalista w jakimś zawodzie, któremu znudził się etat. Przedsiębiorca to organizator pracy i dobry zarządca.
    Znam wielu kamikaze. Po 10 lat prowadzą sami swoją działalność i zarabiają na tym mniej niż na etacie. Na dodatek by psychicznie usprawiedliwić swój wybór przyjmują reakcję ochronna i szydzą z ludzi na etacie, samych siebie upatrując jako Musków i Jobsów mających zmienić świat na nowo (pisaniem kolejnego cms/sklepu internetowego lub za sprawą mody na indie – gry).

  • G pisze:

    hej,

    może w następnym wpisie opowiesz coś o tym jak znaleźć pracę zdalną dla zagranicznego klienta?

  • […] Zdaję sobie sprawę, że osiągnięcie takiego celu jest trudne, wymaga dużo konsekwentnej pracy, podejmowania ryzyka i jest całkiem realne, że nie wypali to tak, jak sobie zaplanowałem. Ale koniec końców chcę zaryzykować, by nie żałować za parę lat „co by było gdyby”. Zainteresowanych tematem odsyłam również do wpisu sprzeda paru tygodni: „Rzucić etat programisty i przejść na swoje: dlaczego to takie trudne?” […]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *